Jestem zła, wiecie. Na siebie.
Ale od początku. Miało być tak pięknie. Miałam ogarniać finanse, miałam być sobą i ogólnie wszystko cacy. A tymczasem tak nie jest. I okej, ja wiem, że życie często weryfikuje nasze plany, ale naprawdę, naprawdę nie podoba mi się, w jakim kierunku to zmierza.
Jestem tutaj od czwartku, więc teraz będzie czwarty dzień. Kupiłam zapasów na dwa tygodnie pewnie (makaron razowy w promocji to życie), ale nie zmienia to faktu, że uległam trochę chwili i przyszalałam z goframi i alkoholem (jakie to ch..... drogie!) i nagle na sześć tygodni zostało mi trzysta złotych. I co teraz? Nie mogę ruszyć odłożonych pieniędzy, bo przecież zbieram na koncert. A w trakcie tych chwil myślałam tylko o tym, żeby to olać i sobie poszaleć za te odłożone dwieście pięćdziesiąt złotych. W sensie poszaleć, czyli tak jak nigdy nie lubiłam jakoś bardzo. Chyba mi się udziela nastrój koleżanek. Ale kilka jest takich spokojniejszych jak ja. Muszę z nimi się częściej trzymać.
Chyba znowu mnie dopadają aspołeczne dni. To taki czas, w którym jestem typowym introwertykiem i tylko siedzę w pokoju, szczęśliwie nie oglądając nikogo. Obstawiam, że dopadły mnie, bo wczoraj cały dzień z ludźmi. A dziś mam integrację i nie wiem czy jechać. Powinnam, bo chcę poznać trochę ludzi, z drugiej strony to będzie wyprawa przez obce miasto po ciemku i jakoś tak mi się nie uśmiecha.
I jeszcze jestem zła, bo się zbyt otworzyłam. Ja tak mam jak poznaję nowych ludzi - od razu mówię im prawie wszystko i potem czuję się naga. Dlatego dobrze, że nie powiedziałam wszystkiego.
I brakuje mi głębokich relacji. Tu (jak na razie, oczywiście) jest wszystko na stopie koleżeńskiej (bo jeszcze ludzie mają kasę i sobie chcą pomagać haha), ale brakuje mi takiego pogadania o obawach z kimś.
Myślę jeszcze o jednej rzeczy, ale nie wiem czy to wcisnąć tu, czy zrobić nowego posta. O, wiem, zrobię takie Updates, gdzie po prostu na bieżąco się żalę na kilka tematów, coś jak pamiętnik. Edit: Albo jednak nadam temu tytuł i trudno.
Dziewczyny tutaj (te imprezowe) są takimi typowymi studentkami, które chcą pić i podrywać facetów, co kompletnie nie jest moją bajką. Znaczy samo wyjście na imprezę ok, ale mnie przeraża, że ktoś mógłby do mnie zagadywać. Albo jakoś podrywać. Kompletnie nie radzę sobie z czyimś zainteresowaniem i dlatego nie chcę z nimi nigdzie iść. Na co mi to.
Już lepiej rozumiem tych, co mówią, że czują się samotni w tłumie. Jeszcze nie w pełni ich rozumiem, ale zaczynam. Jest tu dużo osób, ale nie czuję, że mnie rozumieją.
Postaram się być bardziej asertywna, a teraz idę zrobić sobie kanapkę z masłem i serem (jeszcze mnie na masło stać!).
Love,
Purple Bat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz