Może to nie jest zbyt dobry temat do poruszania na blogu, ale jedyny jaki mam w tej chwili w głowie.
Byłam w niedzielę w kościele. Norma. Nic specjalnego. Niedziela, jak każda inna. Tak przynajmniej myślałam dopóki nasz ksiądz proboszcz nie wyszedł na ambonę wyczytać cotygodniowe ogłoszenia. Na początku wszystko według schematu. Sraty taty. Ofiary na tacę. Malowanie kościoła. Pierdu pierdu. Dajcie hajs. Czyli jego stała formułka na koniec mszy.
I mówi w końcu, że wprowadzone są już karteczki uczestnictwa we mszy świętej dla dzieci, które są obowiązkowe dla wszystkich klas szkoły podstawowej. No, sobie myślę, jak co roku. Ale nie, on ciągnie dalej. Że musimy pamiętać, żeby chodzić do kościoła, nie tylko po te karteczki, żeby mieć dobrą ocenę z religii, ale dla samego kościoła. Okej, facet ma rację. I że to rodzice powinni tego pilnować, że to jest ich obowiązek przyprowadzać dzieci do świątyni i edukować je w kierunku chrześcijaństwa, bo jedyna słuszna religia. Mówi jednak dalej, nie przestaje. Ludzie coraz rzadziej do kościoła przychodzą. Tylko do bierzmowania, a potem to tylko bierny Chrześcijanin. Tak być nie powinno! Bo widzimy skutki takiego podejścia do wiary na Zachodzie! - I już tu pojawił mi się znak zapytania w głowie. Ale za chwilę miałam odpowiedź. Dosyć dosadną. - Sprzedają kościoły, bo wyznawców nie ma! Bo nie chce się przyjść na godzinę w tę niedzielę. I ludzie nie bronią swojej wiary, zapominają o niej. A potem widzimy to wszystko! Zamachy! Terroryzm! Islam wchodzi zamiast kościołów! Trzeba pamiętać o tym, że reprezentujemy swoją wiarę i bez nas jej nie też nie będzie. I wtedy zaczną się wybuchy i to wszystko, co obserwujemy w wiadomościach.
I może jestem bezczelna i ogólnie niewychowana, jakby pewnie parę osób powiedziało, ale co, do jasnej ciasnej, ma wspólnego sprzedawanie kościołów na Zachodzie do częstszych ataków terrorystycznych? Zachód to nie Polska. W Polsce nie ma takiego zróżnicowania wyznań i przekonań jak, na przykład, w Stanach Zjednoczonych, czy nawet Francji, gdzie każdy sąsiad na osiedlu wierzy w coś innego. Tutaj kościołów się nie sprzedaje. Buduje się nowe.
Jeśli zaś mowa o Kościołach w sensie Oaz, zbiorowiska ludzi wyznających jedną wiarę, to już inna sprawa. Nikt tak po prostu od wiary nie odchodzi. Nie pstryka palcami i mówi, że nie, on to już Chrześcijaninem nie jest. Do zmiany zdania na temat wiary potrzebne jest coś więcej niż zły dzień. To lata przemyśleń, poznawania samego tematu i długich rozmów z innymi.
Ważne jest też podejście proboszcza do swoich parafian. Jeśli ksiądz liczy tylko na pieniądze i podlicza co do grosza każdą rodzinę składającą datki, a nie interesuje się ludzkim dobrem i nie ma chęci pomagania w odnajdywaniu odpowiedniej ścieżki, czego taki człowiek, mający kryzys wiary, ma szukać w kościele? Pouczeń, żeby czytać i słuchać Pisma Świętego, a potem nie zapomnieć zostawić pieniędzy przed wyjściem z mszy? Pouczeń, żeby nie brudzić kościoła, ale przychodzić na każdą mszę? [Tutaj autentycznie mój brat cioteczny został, w bardzo niemiły, wręcz chamski sposób, wyproszony z kościoła, bo miał za dużo śniegu na butach i mógł pobrudzić nową posadzkę. Bardzo się wtedy zniechęcił do Kościoła. Do wiary. Od tamtej pory było tylko gorzej. Aż w końcu, po bierzmowaniu, stwierdził, że to ostatni Sakrament, do którego przystąpił.] No, oczywiście, że nie! Taki człowiek zatraci wszystkie wartości i prawdy przekazane mu kiedyś przez bardziej kompetentną osobę.
Jeśli jednak taki człowiek trafi na proboszcza, czy też wikariusza, który interesuje się drugą osobą i pragnie rozwiać wszystkie jego wątpliwości. Pragnie umocnić jego wiarę pokazując przykłady osób, które były w podobnej sytuacji albo po prostu podpowiadając odpowiednią drogę, nakierowując na ścieżkę wiary, pozostanie on Chrześcijaninem. Dlatego tak ważny jest wpływ osób trzecich na decyzję każdej, pojedynczej duszy.
Skąd więc takie oburzenie mojego proboszcza, że na Zachodzie sprzedają kościoły? Skąd ten nakazujący ton, gdy mówił o chodzeniu do kościoła i pełnym wyznawaniu wiary? Obawa, że przestaną dawać pieniądze, czy że naprawdę stracą wiarę w Boga? Obawa, że ludzie odejdą. To jest to. Tylko ciekawi mnie jedna rzecz. Czy on właściwie przemyślał sprawę? Zastanowił się przez chwilę, ze to właśnie on być może jest powodem niższej frekwencji na niedzielnych mszach? Że to przez niego ludzie odchodzą od Kościoła? Przez jego nastawienie i bycie zawsze na "nie".
Na te pytania może mi odpowiedzieć tylko on, ale nie jestem na tyle odważna, by zadać mu je w twarz.
Uważam jednak, że nie powinien tak głośno i na forum całego lokalnego społeczeństwa wyrażać takiego zdania. Zdania, które nie jest poparte żadnymi logicznymi argumentami. Bo to, że są ataki i jest ich więcej nie wiąże się w bezpośredni sposób ze sprzedażą kościołów.
Tyle wystarczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz