niedziela, 15 kwietnia 2018

Jak cię widzą, tak cię piszą | 7

Przed wyjazdem do Gdańska myślałam tak (oto fragment napisany bodajże w sierpniu):
Małe miasto nie potrzebuje nadnaturalnych nastolatków, ani wiekowego demona, żeby być piekłem na ziemi. Choć może to za mocno powiedziane, nie miałam aż tak źle, ale to nie zmienia faktu, że duszę się tutaj. Dwadzieścia tysięcy mieszkańców, z reguły wszyscy wszystkich znają (ja jestem wyjątkiem, bo nie kojarzę ludzi w ogóle), konserwatywne poglądy w większości. Okej, możliwe, że wcale nie mają tak ciasnych umysłów, jak mi się zdaje, ale mogę to podejrzewać. A w takim właśnie przekonaniu utwierdziły mnie reakcje na kolorowe włosy.

Wiecie, w tak małym mieście, pomijając że jeśli się nie chce iść na pizzę, kebaba albo piwo, to nie ma tu co robić, wszelkie odejście od normy jest krytykowane - najczęściej spojrzeniem. I może nie powinno mi to przeszkadzać, bo w końcu #yolo, #whocares, #wyjebane, ale jednak tak jest. Nie lubię tutaj tego, że wszyscy patrzą, jak się ubrałaś i byleby źle, wtedy będzie można sobie pogadać i człowiek od razu szczęśliwszy.

Tęsknię za tym, czego doświadczałam bywając w Warszawie - za wtopieniem się mimo wyróżniania. Tam mogłam iść w czym chciałam i wszyscy mieli to, za przeproszeniem, w dupie. Byłam wolna, mogłam wyrażać siebie poprzez wygląd i nikt na to nie patrzył.

Możesz powiedzieć, że przesadzam, ale nic nie zrobię z tym, że czasem boję się wyjść z domu. Gdy mam gorszy dzień to samo tyczy się krzywych spojrzeń. Sprawiają, że mam ochotę uciec i nigdy nie wyjść z ukrycia.

Teraz nieco się zmieniło, ale nie wiem czy to jest kwestia tego, że ja dojrzałam, brania przeze mnie leków, czy może po prostu duże miasto więcej toleruje. W każdym razie chodzę sobie teraz w spranych pomarańczowo-różowo-fioletowo-brązowych włosach i nie boję się. Odkryłam ponownie, że fioletowe włosy i naszyjnik z nietoperzem to ja i było to niesamowite uczucie. Niby doskonale wiesz, że to twoja skóra, ale gdy ją przywdziewasz, możesz zdobyć świat.

Jeszcze szukam. Błądzę i odnajduję się. Trochę papuguję. Ale szukam. Szukam tego, w czym jestem sobą. Czasem się inspiruję, czasem dosłownie chcę kogoś skopiować, bo czuję, że jest lepszy ode mnie.

Ale najpiękniejsze jest to, że w ogóle mogę. Że ludzie na uczelni nie traktują mnie gorzej, bo eksperymentuję, że dorośli nie uważają za niepoważną, że ludzie na ulicy się nie gapią.

Dzięki odwadze i dojrzałości zdobytej tutaj, mogę wrócić do Pułtuska i się nie bać. To jest chyba moja ulubiona zmiana.

Love,
Purple Bat

PS: Odważ się być sobą już teraz. Nie marnuj życia.