wtorek, 19 grudnia 2017

#oneshot

Mam tak wielką ochotę na coś innego, że wstawię mini opowiadanie. <3

Ognisko

Siedzę przy ognisku. Wkoło mnie moi znajomi śmieją się, piją piwo i tańczą do muzyki, lecącej z beatbox` a. Naprawdę dobrze się bawią.
Jest sobota. Dzień wolny od szkoły. Od nauki i wszystkich zmartwień.
W teorii.
W praktyce w sobotę jest znacznie gorzej niż w każdy inny dzień.
Może i nie muszę się uczyć i odrabiać lekcji.
Nie muszę się martwić matematyką, fizyką, czy też innym przedmiotem.
Nie muszę siedzieć trzech godzin nad wypracowaniem z polskiego.
Tak, od tego w soboty odpoczywam.
Jednak ten dzień jest dniem wspomnień.
Dniem, który zawsze nadchodzi.
Co tydzień.
Uderza mnie w twarz masą tych dobrych chwil, powiadamiając, że nadszedł.
Wyśmiewając się ze mnie i z mojej niedoli.
Wypominając i przypominając, co straciłam.
A straciłam jego.
Straciłam jedyną osobę, która mnie rozumiała...

Jakiś chłopak, ledwo trzymający się na nogach, siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem. Czuję od niego tonę alkoholu i mam ochotę zwymiotować. Sama wypiłam tylko jedno piwo. Na tyle mogę sobie pozwolić.
Jeśli wypiję więcej, znów popadnę w nałóg, z którego wygrzebywałam się bardzo długo.
Chcę się od niego odsunąć, ale chłopak mocno trzyma mnie za ramię.

- Lepiej zostaw ją w spokoju – słyszę głos, za którym tak bardzo tęskniłam. Odwracam się szybko i widzę Jego.

Moją miłość.
Osobę, której mogłam powiedzieć wszystko.
Osobę, która kochała mnie bezgranicznie i za nic.
Osobę, która pomagała mi w trudnych chwilach.
Osobę, którą skrzywdziłam.
Patrzę w jego oczy. On patrzy w moje.
I przypominam sobie wszystkie dni, jakie razem spędziliśmy.
Pierwszy dzień szkoły, który razem odpuściliśmy, stwierdzając, że będzie nudno i nie opłaca się iść. Poszliśmy nad jezioro i puszczaliśmy kaczki. Cały czas muskał moją rękę i patrzył mi głęboko w oczy.
Dzień nauczyciela, kiedy byliśmy na pizzy, a on ni stąd ni zowąd po raz pierwszy powiedział, że czuje do mnie coś więcej. Wtedy też po raz pierwszy się całowaliśmy.
Wigilię klasową, gdy składał mi życzenia i powiedział: „Życzę ci też posiadania takiej osoby, jaką mam ja – Ciebie. Promienia słońca w pochmurny dzień”.
Walentynki, kiedy powiedział mi, że mnie kocha.
Urodziny jego przyjaciela, kiedy urwaliśmy się z imprezy, by iść podziwiać kometę. Szliśmy wtedy, trzymając się za ręce, a on nucił jakąś piosenkę, co chwila obracając mnie wokół własnej osi i całując mnie w nos. Proste rzeczy, a tak potrafiły cieszyć.
Moje urodziny, gdy kupił mi pluszowe serce i powiedział: „Moje też należy do ciebie. Zawsze. I na zawsze.”
Jego urodziny, kiedy po raz pierwszy się kochaliśmy. W jego starym domku na drzewie. Może niezbyt romantycznie, ale było wspaniale.
A w końcu pogrzeb jego matki, kiedy dowiedział się, co zrobiłam.
Kiedy dowiedział się, że wszystko zepsułam.
Kiedy dowiedział się, że go zdradziłam...

Teraz, gdy na mnie patrzy, nadal widzę ból w jego oczach.
Nadal przeżywa to, co zrobiłam.
Ja również.
Nie chciałam tego.
Naprawdę.
Nie planowałam tego.
Tak po prostu wyszło.
Byłam pijana. Chłopak, z którym go zdradziłam też.
Żałuję.
Każdego dnia pluję sobie w brodę, że wtedy piłam.
Każdego dnia mam ochotę strzelić sobie w łeb, patrząc jak osoba, dzięki której byłam szczęśliwa, przechodzi obojętnie obok mnie.
Każdego dnia... zdaję sobie sprawę, że to wszystko moja wina.
Że zachowałam się jak zwykła dziwka i nigdy nie byłam godna jego miłości do mnie.

- Przepraszam – szepczę, czując napływające łzy do oczu. - Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam – powtarzam, jak mantrę, ale nic mi to nie daje. Nie czuję się lepiej.
- Za co mnie przepraszasz? Za to, że potraktowałaś mnie jak zabawkę? Za to, że wyszedłem na naiwniaka i idiotę? Czy za to, że złamałaś mi serce? - słyszę gorycz w jego głosie.
- Za wszystko. Za każdą sekundę, jaką ze mną spędziłeś. Każda była błędem. Ja byłam twoim błędem...
- Nieprawda – przerywa mi i podchodzi do mnie. Kładzie mi dłonie na policzkach i wyciera łzy. - Byłaś najcudowniejszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała. Szkoda, że tak szybko musiałaś to zakończyć.

Mówi i odchodzi.